Leena Krohn, Tajemnice
Z moich prywatnych obserwacji wynika, że nazwisko Leeny Krohn pojawia się
najczęściej w odpowiedzi na pytania w rodzaju, który pisarz wzbudził w Tobie zainteresowanie
literaturą fińską albo którego fińskiego pisarza chciał(a)byś tłumaczyć. Mimo
że książki Krohn zostały dotychczas przetłumaczone już na 21 języków, to często
w grę wchodzą tylko pojedyncze tytuły, np. Pelikan, najczęściej przekładana
książka Krohn dla dzieci oraz Tainaron, najbardziej znana powieść dla dorosłych.
Tak się szczęśliwie składa, że po polsku ukazały się obie i to dwukrotnie (a
żeby było śmieszniej, niemal jednocześnie, najpierw w 2008, a później w 2016
roku): Pelikan nakładem wydawnictwa Dwie Siostry w moim tłumaczeniu, a Tainaron
w tłumaczeniu Sebastiana Musielaka najpierw wydany przez Świat Książki, a
później w wersji elektronicznej przez Wolny Tor. Dodam, że wersja e-bookowa
została poprawiona, wzbogacona o dwa niepublikowane wcześniej listy oraz
posłowie autorstwa Justyny Polanowskiej, która jest chyba najlepszą w Polsce –
przynajmniej moim zdaniem – znawczynią takiego literackiego nurtu jak finnish
weird. Dodam też, że zarówno Tainaron jak i cztery inne świetne fińskie tytuły
można będzie jeszcze przez chwilę zakupić za grosze za pośrednictwem
bookrage.org Gorąco polecam!
Ale dość reklam, choćby i najpotrzebniejszych. Muszę dziś napisać parę słów
o książce, o której nie mogę od dłuższego czasu przestać myśleć. Jest równie
magiczna i niejednoznaczna jak Pelikan i Tainaron. A jednak z jakichś powodów
dotychczas żadnych z zagranicznych wydawców nie zdecydował się na zakup jej praw.
Nie mam pojęcia, jak to możliwe, bo moim zdaniem Tajemnice mają to wszystko,
czego czytelnik spodziewa się po dobrej książce. A więc tajemnice właśnie,
piękny język, niedopowiedzenia, szczyptę humoru, garść melancholii… Książka
składa się z pięciu opowiadań, które powinnam pewnie nazwać baśniami, choć i to
określenie wydaje mi się nazbyt… płaskie? Każdemu z tytułów można zresztą
przylepić odmienną metkę, Nowa Opabinia reprezentuje więc coś w rodzaju fikcji
spekulatywnej, Mare Serenitatis – science fiction, Mój dom na głębokościach
może przywodzić na myśl realizm magiczny. Teksty te mają różną długość, od
kilku stron (Niewidzialna gwiazda) do czterdziestu (Mare Serenitatis).
Zmieniają się też narratorzy, raz jest to dziewczynka, raz chłopiec – i chyba
właśnie dziecięcy punkt widzenia sprawia, że książka ta znajduje się na półce
dla młodszych czytelników. Nie zmienia to faktu, że satysfakcję z lektury
czerpie także dorosły czytelnik, jak zresztą ma to miejsce zawsze w przypadku
wartościowej literatury dziecięcej.
Tytuł tego zbiorku może być kluczem do odczytania wszystkich tekstów.
Tajemnic jest jednak znacznie więcej niż samych opowieści. Dotyczą one i czasu,
i przestrzeni, i zakamarków ludzkiego umysłu. Czym właściwie jest człowiek, co
to takiego – dusza? Czy istnieje uniwersytet, na którym można studiować
największe ludzkie sekrety (gdzie spędziłeś, drogi czytelniku, swoje poprzednie
życie i jak nauczyć się czytać cudze myśli?) – i czy to one właśnie są
największe? Co jest prawdą i po czym to poznać? Może po lekturze tej książki
więcej w nas pytań niż odpowiedzi, ale nie zmienia to faktu, że chce się do
niej powracać. Mimo ryzyka pojawienia się kolejnych pytań.
Nie umiem zdecydować, która z tych opowieści pociąga mnie najbardziej, czy
ta o ciotce, która zamieszkała na Księżycu (Mare Serenitatis), czy o
dziewczynce, która zakupiła w sklepie zoologicznym żyjątko, które okazało się
ostatnim być może na świecie okazem opabinii. (Opabinia, jak wyczytuje później
właściciel sklepu, wymarła 500 milionów lat temu, wygląda więc na to, że Julia
ma w rękach sensacyjne znalezisko). Ciotka postanawia zamieszkać na Księżycu,
bo nuży ją ludzki harmider, jest więc egoistyczna czy wierna sobie? Księżyc,
jako element zbędny, zostaje jednak zniszczony, co pociąga za sobą niebagatelne
skutki. Jak daleko sięgają granice ludzkiego poznania i czy człowiek faktycznie
jest budowniczym czy raczej niszczycielem świata? Z kolei w Nowej Opabinii Julia
postanawia uratować swoją Mathildę – jak nazywa świeżo zakupione żyjątko - przed
badaniami naukowców i wyrzuca ją do stawu. Lekkomyślność to czy empatia?
Pojawiają się tu zatem motywy znane już czytelnikom wydanych w Polsce
powieści Krohn, ale dochodzą też nowe. Dla mnie lektura jakiegokolwiek tytułu
autorstwa Leeny Krohn to prawdziwa uczta: dla ucha (bo język!) i ducha (bo cała
reszta!). Znów chciałoby się napisać: wydawcy! Kupujcie! Takiej książki jeszcze
na polskim rynku nie było! Ale mam wrażenie, że myśli wydawców chadzają równie
tajemniczymi ścieżkami jak kolejni bohaterowie tej autorki. A poza tym w
przypadku tego akurat zbiorku nie wypada krzyczeć.
Muszę jeszcze dodać, że od dawna chciałam napisać na tym blogu także o
Pelikanie, który doczekał się kiedyś nominacji Dużego Donga, a kiedyś może
zostaną zakończone prace nad filmem powstałym w oparciu o ten tytuł. Ale mam
świadomość, że nigdy nie zdołam zrobić tego równie dobrze jak autorka bloga W
Nieparyżu. Dzięki takim recenzjom chce się czytać i tłumaczyć więcej i lepiej,
i bardziej. Zresztą oceńcie sami: http://nieparyz.blogspot.fi/2016/08/pelikan-leeny-krohn-moje-stado-twoje.html
Leena Krohn,
Tajemnice
Tytuł oryginału:
Salaisuuksia
Tekst: Leena
Krohn
Ilustracje: Inari
Krohn
Wyd. Kirjayhtymä
1992. Obj. 103 s.
Nagrody: Topelius
(1993)
Komentarze
Prześlij komentarz