Chodźmy wreszcie na wystawę i inne fińskie książki, które żyją własnym życiem
To będzie wpis
nietypowy, bo po raz kolejny powracam do książki, o której już kiedyś pisałam -
choć od wspomnianej notki, a także od ukazania się owej książki drukiem nie minęło
nawet pół roku. Może warto jednak rozszerzyć moje zapiski także o teksty opisujące
życie niektórych fińskich książek. Bo są tytuły, które faktycznie żyją własnym
życiem. Oczywiście Muminki, które znają chyba wszyscy, jeśli nie dzięki książkom,
to animacjom. W naszej kuchni są naczynia z Muminkami, córka ma fartuszek z
Małą Mi, a nawet pies po deszczowych spacerach jest wycierany w swój własny ręcznik
z wizerunkiem, a jakże, Bobka. Muminki można czytać w formie komiksów, książek
obrazkowych, powieści dla dzieci (i nie tylko dzieci) autorstwa Tove Jansson, ale też jej licznych naśladowców. Można Muminki oglądać na
scenie, dużym ekranie albo nawet zamienić z nimi parę słów podczas wizyty w Świecie
Muminków w Naantali. Sama pisałam pracę magisterską na temat muminkowego cyklu
Tove Jansson i przypuszczam, że książki tej pisarki (również te powstałe z
myślą wyłącznie o dorosłych czytelnikach) nigdy mi się nie znudzą.
Rzadko który
bohater doczekał się aż tylu własnych gadżetów co dowolna postać zamieszkująca
Dolinę Muminków. Ale na brak zainteresowania nie może też narzekać np. Ella,
którą stworzył Timo Parvela. W Polsce dotychczas ukazały się dwa pierwsze
tomiki zatytułowane „Ella i przyjaciele” nakładem Naszej Księgarni w 2008 roku,
ale fińskie dzieci znają już dwadzieścia kolejnych z cyklu (o ile dobrze liczę,
strony Wikipedii ani nawet prywatna strona Timo nie były od dłuższego czasu
aktualizowane). Poza tym w kinach pojawiły się już dwa filmy długometrażowe z
Ellą w roli głównej - choć właściwie głównym bohaterem drugiego z nich jest
Pate, którego polscy czytelnicy za jakiś czas zresztą poznają w całkiem nowej odsłonie –
a to wszystko dzięki planom wydawniczym Widnokręgu... W kwietniu z kolei wybieramy
się z córką do helsińskiej filharmonii na „Ellę i przyjaciół na koncercie”. Rzecz
jasna, na podstawie kolejnych opowieści o Elli powstały także liczne adaptacje
teatralne. Na scenach
licznych teatrów można też było zobaczyć adaptacje „Huśtawki” (zajrzyj TUTAJ),
a także paru książek o kocie Miaukka i psie Väykkä. Gdybym kiedyś mogła je
tłumaczyć, nadałabym zapewne głównym bohaterom imiona Miałek oraz Wyłek.
Timo Parvela to
niewątpliwie czołowe nazwisko we współczesnej fińskiej literaturze dziecięcej
(pisałam o jeszcze innej jego książce również TUTAJ).
Ale wśród bohaterów, którzy zaistnieli w świadomości chyba wszystkich (nie
tylko fińskich) dzieci, należy koniecznie wymienić także m.in. lunatyka o
nazwisku Hakkarainen oraz innych bohaterów autorstwa Mauriego Kunnasa (o jego
dwóch „świątecznych” książkach przetłumaczonych na polski przez Bolesława
Ludwiczaka wspominam TUTAJ),
a także niesamowitych braci Tatu i Patu, stworzonych przez Aino Havukainen i
Samiego Toivonena, o których piszę TUTAJ.
No i oczywiście nie można zapomnieć o innej parze, tym razem w stu procentach
kobiecej: siostry Sinikka i Tiina Nopola to autorki m.in. cyklu o Rysiu/Krzysiu
Raperze (notka TUTAJ),
a także fantastycznej serii o Heinähattu i Vilttitossu, czyli tzw. Słomianym
Kapeluszu i Filcowym Kapciu. Sama Tiina Nopola napisała także sporo książeczek
o Siri, a już siedem z nich ukazało się po polsku w tłumaczeniu Bożeny Kojro
nakładem wydawnictwa Wilga. I znów można długo wyliczać: Rysio/Krzysiu Raper
doczekał się własnej animacji i kilku adaptacji teatralnych, syn mojej przyjaciółki myje zęby pastą z jego wizerunkiem, a szalone siostry Słomiany
Kapelusz i Filcowy Kapeć występowały już i na deskach teatru, i w filmie
długometrażowym, zresztą bardzo dobrym. Serię książek o nich ilustrował najpierw znany także w Polsce Markus
Majaluoma, (zajrzyj TUTAJ i JESZCZE TU), a później Salla Savolainen. I teraz chyba czas najwyższy, by przejść do sedna
sprawy…
„Chodżmy wreszcie
do sąsiadów”, książka obrazkowa, którą zrecenzowałam TUTAJ,
również zdecydowanie należy do tych tytułów, które żyją własnym, na dodatek
bujnym, życiem. Kiedy wreszcie się ukazała, po trwających jakiś rok wizytach w
różnych nie-do-końca-fińskich domach, należało to oczywiście uczcić. Świętowanie
miało miejsce pod koniec sierpnia ubiegłego roku w siedzibie wydawnictwa Tammi
w gronie autorek (ilustratorki Salli Savolainen, pisarki i poetki Riiny
Katajavuori oraz jej teraz już dziesięcioletniej córki, z perspektywy której została
napisana większość tekstów), a także samych bohaterów książki oraz innych zaangażowanych
w ten niezwykły projekt. Potem pojawiła się dwuczęściowa audycja radiowa, w
której Vellamo, córka Riiny, rozmawia z sześciorgiem bohaterów książki. Słuchacze
mogą dzięki temu dokumentowi jeszcze raz – w nowej formie – „zajrzeć” m.in. do
domu urodzonej na Filipinach Lianne albo Ahmeda i Yahmyi pochodzących z Iraku.
Mogą też usłyszeć więcej szczegółów na temat podróży z Syrii do Finlandii
odbytej przez Kamila i Adama wszelkimi możliwymi środkami lokomocji.
Książka „Chodźmy
wreszcie do sąsiadów” została także doceniona przez fińskiego dziennikarza
Seppo Puttonena, który wraz z Nadją Nowak prowadził cykl audycji z serii „101
książek”. Przez cały ubiegły rok dwa razy w tygodniu w telewizyjnym programie „Aamu-tv”
oraz w pierwszym programie Fińskiego Radia YLE mogliśmy śledzić kolejne pozycje,
które ta dwójka znawców literatury uznała za najbardziej znaczące, ponadczasowe,
wyprzedzające swą epokę. Zapewne niewielu zdziwi fakt, że w gronie
najważniejszych pozycji ostatniego stulecia znalazło się niewiele tych z literatury
dziecięcej. Wśród nazwisk takich „pewniaków” jak noblista Frans Eemil Sillanpää,
szwedzkojęzyczna poetka Edith Södergran czy klasyk Mika Waltari, pojawili się oczywiście
wspomnieni wyżej Tove Jansson i Mauri Kunnas, lecz poza nimi zaledwie garstka
innych twórców literatury dzięcieco-młodzieżowej. Ale właśnie w ostatnim roku,
roku świętowania przez Finlandię 100-lecia niepodległości, najważniejsza
zdaniem Puttonena okazała się książka obrazkowa Katajavuori i Savolainen.
Dlaczego? Sepponen założył, że ostatnia ze 101 książek serii będzie
równocześnie tą, która otwiera kolejne fińskie stulecie. A właśnie „Chodźmy
wreszcie do sąsiadów” w nietuzinkowy sposób odkrywa, jaką Finlandię tworzą dziś jej nowi obywatele. To rzecz o fińskiej wielokulturowości i o tym, jak
fińskość wzbogaciła życie osób, które przybyły tutaj z zewnątrz. Jak pisze w
swoim artykule Supponen, „opowiada także o naturalnych dla dzieci tolerancji i
otwartości wobec wszystkiego, co inne i nowe”.
No ale to jeszcze
nie wszystko. W zeszłym tygodniu w helsińskim centrum kultury STOA miało
miejsce otwarcie wystawy powstałej na podstawie tej książki. Pod jednym dachem
znalazły się więc obrazy-ilustracje z osiemnastu różnych domów. Na podłodze
zakrólowały dziecięce dywany z siatką ulic (bo właśnie takie ponoć najczęściej
powtarzały w domach książkowych bohaterów).
W biblioteczce stanęły obok siebie
książki dla dzieci w kilkunastu językach. (Z tych polskojęzycznych wypatrzyłam „Lulaki”
Beaty Ostrowickiej i „Legendy polskie dla dzieci w obrazkach” wydane przez
Naszą Księgarnię).
Swój własny kąt w przytulnej, świetnie wyposażonej walizce,
otrzymał jeż, o którym chyba wcześniej nie wspominałam, a który towarzyszył
Vellamo podczas wszystkich sąsiedzkich wizyt.
Odnalezienie jeża na kolejnych
ilustracjach to zresztą jedno z zadań, które mogą wykonać odwiedzający wystawę.
Autorki książki z myślą o gościach (nauczycielach, pracownikach przedszkoli, ale
też „zwykłych” odwiedzających) stworzyły bowiem zeszyt pełen mniejszych i
większych zadań do wykonania oraz pytań, które mogą prowadzić do inspirujących dyskusji.
W nawiązaniu do tekstu o naszej polsko-fińskiej rodzinie padło na przykład
pytanie „Jakie świąteczne tradycje kultywujecie w swoim domu?”, z kolei
rozdział o etiopskich mieszkańcach Helsinek może stać się pretekstem do
rozmyślań „Jak pachnie w twoim domu? Jaki zapach przywodzi ci na myśl dom?”.
A
skoro są zapachy, to muszą być też dźwięki: dzięki instalacji autorstwa Outi
Korhonen i Alejandra Olartena odwiedzający mogą posłuchać kołysanek w 30
językach, ale mogą też zadzwonić z telefonu stacjonarnego (tak!) do kogoś, kto
odbierze w którymś z 40 różnych języków. Na wystawie można też posłuchać obu audycji
radiowych, o których napisałam powyżej. A także: pobawić się samochodzikami,
napisać wiersz o sobie według wzoru zaproponowanego we wspomnianym „zeszycie
ćwiczeń” , narysować flagę swojego (drugiego) kraju… Nie zabrakło oczywiście księgi
gości, w której każdy może zostawić swój autograf i zdradzić, o czym
najbardziej marzy… ani mapy świata, upstrzonej pinezkami. Każdy odwiedzający powinien
rzecz jasna przypiąć pinezkę w kraju swojego pochodzenia i nic dziwnego, że większość
z nich trafiło do Finlandii – w końcu również większość dzieci występujących w
tej książce urodziło się tutaj, choć jedno lub oboje jego rodziców pochodzi z
innego kraju.
Dla tych, którzy nie zdążą przyjechać do Helsinek w przeciągu
miesiąca (wystawa w STOA będzie czynna do 24.3.), mam dobrą wiadomość: jeszcze
przed wakacjami zostanie przeniesiona do Espoo, a jesienią trafi także do
Vanty. Oto kolejny powód, by wpaść z wizytą do Finlandii!
Komentarze
Prześlij komentarz