Tittamari Marttinen, „Moja rodzinka”
Nie wiem, czy
podjęłabym się tłumaczenia tej książeczki. Już tytuł nastręcza trudności: „Ikioma
perheeni” to coś więcej niż „moja rodzinka”. Więcej nawet niż „moja własna
rodzinka”. Nie istnieje w języku polskim słowo „najwłaśniejsza”, a ono może
najdokładniej oddałoby sens fińskiego odpowiednika.
Kto należy do
owej rodzinki? Od razu pojawia się drugi problem – z głównym bohaterem nie
wiadomo, czy jest bohaterem, czy raczej bohaterką. Odpowiedzi na pytanie o płeć
nie daje ani tekst (to akurat w przypadku „bezpłciowego” języka fińskiego
zrozumiałe), ani imię „Kuu” („księżyc”), ani nawet ilustracje. Kuu ma dwie
mamy. Ma też brata, który ma z kolei dwóch tatusiów. A wkrótce do rodziny
dołączy chomik, wymarzony prezent urodzinowy.
Obawiam się, że w
Polsce temat tęczowej rodziny wzbudziłby co najwyżej niezdrową sensację. Trudno
mi uwierzyć, by ktoś mógł czytać tę książkę tak, jak książki zazwyczaj się
czyta: dla jej walorów literackich. Tym bardziej, że jednym z bohaterów
(bohaterek?) jest także Niki, transseksualista.
Temat rzadko
spotykany nawet w Finlandii, w której tęczowe rodziny nie muszą się ukrywać
przed resztą społeczeństwa. Autorce udało się stworzyć wiarygodny portret
bohaterów, którzy, jak się okazują, mają zupełnie zwyczajne zwyczaje i
upodobania.
Oto niewielki
fragment tekstu w moim tłumaczeniu:
„Czasami
koleżanki i koledzy pytają, jak to jest, gdy ma się dwie mamy. Moim zdaniem to
zupełnie normalne. Mama i mamuś to moja rodzina.
Te same koleżanki
i ci sami koledzy pytają, jak to jest, gdy się nie ma taty. Moim zdaniem to
zupełnie bez czapy. Przecież mam tatę, który dał w prezencie ziarenko dzidzi, z
którego wyrosłam w mamy brzuchu. Nie znam tego taty, ale to mnie nie martwi.
Kiedy z jakiegoś powodu straszliwie potrzebuję towarzystwa taty, idę do Kimiego
i rozmawiam z jego tatusiami, z jednym z nich albo z oboma naraz.”
Tytuł oryginału: „Ikioma
perheeni”
Ilustracje; Aiju
Salminen
wyd. Pieni Karhu,
2013, 43. s.
Komentarze
Prześlij komentarz