Mika Waltari, Chiński kot. Baśnie i opowiastki 1928-1946
Po ukazaniu się „Chińskiego
Kota” liczyłam na to, że w Polsce rozpocznie się nowy boom – na Waltariego jako
autora baśni. Książka zyskała całkiem dobre recenzje, w czym na pewno duża
zasługa fenomenalnych ilustracji Marii Ekier, ale do żadnego boomu nie doszło.
A szkoda. Waltari jest mistrzem wszechstronnym i moim zdaniem również jako
bajkopisarz zasługuje na grono fanów.
W baśniach i
bajkach pisarza wszystko jest możliwe. Bohaterem może być, tradycyjnie,
księżniczka lub książę, ale też słoń albo mrówka. Albo czerwone wiaderko. Bobry
i krokodyle mogą się spotkać w tej samej rzece, niezależnie od tego, co ma na
ten temat do powiedzenia szanowny pan krokodylolog. Mara nocna może przybrać
postać ropuchy, na księżycu mogą mieszkać mrówki wielkości głowy. Można
przedostać się na drugą stronę obrazu „Kraj Niebieskiego Światła” albo posłuchać
konwersacji, jaką ciężarówka prowadzi z samochodem wyścigowym. Sztuka mówienia
nie jest obca także zwierzętom, kwiatom ani, na przykład, butom. Muszę zresztą
przyznać, że właśnie „Buty, które chodziły samopas” należą do moich ulubionych
utworów i liczę na to, że kiedyś któryś z wydawców pokusi się o nabycie praw do
polskiego przekładu.
Choć
przetłumaczyć chciałoby się znacznie więcej. Również powiastkę o małym czarnym
piesku, który po raz pierwszy obchodził Boże Narodzenie. Albo tę o bańkach
mydlanych, w których widać najskrytsze marzenia tego, kto bańkę wydmuchał – on sam
nie jest jednak w stanie ich ujrzeć. Albo baśń o mężczyźnie, który miał Złe Oko
i sprawiał, że świat na który spoglądał, stawał się zimny i nieprzyjazny.
Świat Waltariego
jest, wręcz przeciwnie, ciepły i dobry. Czasem melancholijny, czasem
skłaniający do filozoficznych refleksji, zawsze – pełen niespodzianek. Taki jak sam jego twórca.
Jednym z
największych atutów lektury jest poczucie humoru Waltariego, co na pewno
zauważyli czytelnicy „Chińskiego Kota”. Również w innych baśniach pisarz wodzi
czytelnika za nos, porozumiewawczo puszcza oko, czasem skłania wręcz do wybuchu
śmiechu. Nigdy nie jest złośliwy, ale często skłonny do przekomarzania się. Najczęściej
ostrze satyry wymierza w samego siebie, choć po nosie dostaje się także, między
innymi, księżniczce, która miała tajemniczy problem ze wzrokiem (we wszystkim
widziała jakieś niedoróbki albo wręcz skazy).
Wielbiciele
Waltariego również dzięki baśniom mają wgląd w jego życie prywatne. Występuje w
nich bowiem Marjatta, żona Waltariego, oraz jego ukochana córeczka Satu. Nie wiem,
na ile prawdziwy jest pies-maskotka Rax, ale powraca w baśniach co jakiś czas,
wydaje się więc ważnym członkiem rodziny.
Muszę uczciwie
zaznaczyć, że nie wszystkie baśnie są równie dobre; ta o księciu Indii i
księżniczce z jego snów przyprawiła mnie o zgrzytanie zębami, choć raczej nie
należę do zdeklarowanych feministek. W zbiorze znajduje się także kilka utworów
o charakterze religijnym. Tak czy inaczej mnóstwo tu perełek, do których ma się
ochotę wracać, niezależnie od wieku.
Tytuł oryginału: Kiinalainen kissa. Satuja ja tarinoita
1928-1946
Ilustracje: Samppa Lahdenperä
wyd. WSOY, 1983, 389 s.
Komentarze
Prześlij komentarz